20120121

Apdejt

Czasem moda znajduje odpowiedzi na nurtujące pytania i podaje gotowe rozwiązania:) A ja się zastanawiałem co zrobić z płaszczem...Et voila! Przyszła jesień upłynie pod znakiem Matrixa:)))

PS Nie nadążam...jeszcze nie ogarnąłem pokazów na wiosnę, a tu na wybiegach już jesień...Cytując klasyka  "cóż w tym dziwnego? Wczoraj był trzeci, jutro będzie piąty...Panta rhei!" 


jesień/zima 2012
1. Dries Van Noten
2. Jil Sander
3. YSL
4. Maison Martin Margiela

zdjęcia: style.com


20120110

Ograć płaszcz

Jakiś czas temu stałem się posiadaczem czarnego, skórzanego płaszcza sygnowanego YSL. Przygarnąłem, bez wielkiego entuzjazmu, ale lepiej jak trafi on do mojej szafy niż na śmietnik (tak, tak, są ludzie którzy w ten sposób traktują czarne skórzane płaszcze:) Odzienie przyjechało ze mną do domu, zawisło na wieszaku okryte pokrowcem i...wisi tam nadal. Przy okazji porządków odkryłem je (pierwsza myśl - co to i skąd ja to mam?) i zacząłem się zastanawiać "jak ograć płaszcz". O ile czarna skórzana kurtka jest dość  łatwa w stylizacji, o tyle długi płaszcz zawsze będzie kojarzyć mi się z okrzykiem "Hande hoch!" i filmami około-wojennymi, tudzież z Matrixem. Płaszcz nie sięga co prawda ziemi, a do kolan, ale wrażenie pozostaje.
Drugi aspekt tych płaszczowych dywagacji jest, powiedziałbym, bardziej ekonomiczny - sygnowany płaszcz ze skóry dobrą lokatą kapitału. Wszedłem na ebay sprawdzić ceny, no i szczerze powiedziawszy 500 dolarów piechotą nie chodzi.Więc może sprzedać i kupić coś, w czym będę chodzić na codzień? A może niech po prostu wisi sobie w tym pokrowcu i stanowi zaczątek "kolekcji", ciuchowego dziedzictwa, które komuś kiedyś podaruję w podzięce, albo spadku...? Nie mam zielonego pojęcia co zrobić z tym płaszczem, jak do niego podejść. Pomysłów na stylizacje potrzebuję, albo potwierdzenia, że lepiej jak pójdzie w inne, godniejsze ręce. Taki oto straszny problem:) Pozdrawiam przy wtorku!


20120103

Czym tak ładnie pachniesz?

...i nie odpowiedział. W sumie nie ma się czemu dziwić, bo to pytanie nawet nie padło, ale całą drogę z dalekich Krzyków cisnęło mi się na usta. Nie pozostało mi nic innego jak pobiec do najbliższej perfumerii i spośród setek buteleczek wybrać tę, której wygląd odpowiadałby mojemu wyobrażeniu o zapachu wijącym się za współtowarzyszem tramwajowej podróży, i który zakorzenił się, już chyba na dobre, w mojej głowie. Wymyśliłem, że butelka musi być ciemna, ciężka, bo też i zapach do lekkich nie należał. Drogą eliminacji, uduszony prawie unoszącymi się w drogerii woniami, dotarłem do regału z literą Y. I proszę sobie wyobrazić, znalazłem:) Lekko przykurzona butelczyna z napisem M7 stała sobie na najnizszej półce i zawierała dokładnie to, czego szukałem. Zapach, od którego sie uzależniłem, i którego zapragnąłem z całego serca. Wzruszenie szarpnęło mą wątłą piersią i wybuliwszy nań kupę pieniędzy z moich skromnych studenckich funduszy stałem sie dumnym posiadaczem powyższych perfum sygnowanych Yves Saint Laurent. 

Ten przydługi wstęp nie jest początkiem artykułu o perfumach sensu stricto. Nie jestem ekspertem, nie znam się na nutach serca, głowy, eterycznych olejkach...Rzadko sięgam tez po zapachowe nowości, wolę raczej odkrywać zapachy trochę zapomniane, które znikają niestety ze sklepowych półek po sezonie lub dwóch. Tak właśnie sprawa ma się z M7, który jest do dostania wyłącznie w perfumeriach internetowych. Również Rive Gauche YSL trudno znaleźć stacjonarnie, a jest to drugi zapach , który stanowi dla mnie synonim zapachu "prawie idealnego". Dlaczego prawie? Ponieważ wydaje mi się, że strasznie trudno znaleźć perfumy, który byłby idealne na każdy dzień, na każdy nastrój. Podziwiam osoby, które mają "swój zapach", noszą go przez całe życie i jest on ich znakiem rozpoznawczym. Ja bardziej stawiam na nuty zapachowe, które muszą mi towarzyszyć, a nawet bardziej na nastrój, który dany zapach tworzy. I tak - nigdy nie kupię perfum cytrusowych, ogórkowych, nawet w lecie muszą mieć one zapach piżma, być lekko duszące i kadzidlane. Często znajduję też w perfumach nuty, których de facto tam nie ma. Jedne z moich ulubionych - Burberry London, pachną dla mnie jeżynami i jagodami, może dlatego są moimi ulubionymi perfumami na lato, kojarzącymi się z rozpaloną słońcem leśną polaną (hehe). Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że ni jeżyn, ni jagód, ni innych owoców w nich nie uświadczysz. Gdy lato w pełnej krasie lubię sięgnąć też po Kenzo Jungle, tylko kropla wystarczy, by przenieść się w egzotyczne kraje i zafundować sobie daleką podróż bez ruszania się z fotela. Nastroje, wspomnienia i poczucie bezpieczeństwa - tych trzech rzeczy szukam w perfumach, bez względu na obowiązujące mody. I jesten ciekawy jak jest z Wami - zmieniacie perfumy co sezon? Czym kierujecie się przy wyborze? Skrobnijcie, jeśli macie ochotę:)