W czwartek jadę do Londynu. Jako były harcerz staram się przygotować starannie do podróży i przygotować listę adresów sklepów, które chcę odwiedzić. Ani to mój pierwszy wyjazd, ani zakupy nie są głównym celem mojej wyprawy, ale jeden sklep postanowiłem odwiedzić koniecznie, bo też zafascynowany jestem nim od chwili, gdy tylko dowiedziałem się o jego istnieniu.
Będąc pierwszy raz w Londynie nie omieszkałem zakupić Vogue'a. Mój sentyment do tego pisma to temat na osobną historię, ale nadmienię, że uwielbiam moment przerzucania stron i wzrokowego zanurzania się w odmętach kolorowych reklam niedostępnych mi marek i w krainie tak zwanej "wysokiej mody". I tym razem podekscytowany rozerwałem folijkę (grudniowy, opasły numer) broniącą dostępu do modowych uciech. Wśród różnych reklamówek, voucherów i suplementów do numeru ("100 modnych prezentów "- kaszmirowy pokrowiec na termofor na przykład:) znalazłem niepozorną książeczkę wydrukowaną na szarawym papierze. Czarno-białe zdjęcia modeli przyodzianych w proste, ale jakże interesujące w tej prostocie ubrania przykuły od razu moją uwagę. Był to katalog COS, młodszego brata H&M, ale o ileż dojrzalszego jeśli chodzi o styl i wykonanie (o poziom cen również, ale bez ekstrawagancji:). Neutralna kolorystyka, brak detalu, zabawa formą i brutalna wręcz prostota proponowanych zestawów - nie dla każdego to może ciekawe, ale ja rzekłem za poetą - to lubię! Bo też w świecie, w którym jesteśmy otoczeni na codzień milionem kolorów i wzorów ich brak wydaje się być prawdziwą ekstrawagancją.
Tak więc wchodzę ja dziś na stronę z zamiarem spisania londyńskiego adresu sklepu, bo tym razem postanowiłem udać się doń obowiązkowo, przeglądam zdjęcia i widzę...siebie!Chyba lubimy się, COS i ja. Na szczęście spotkamy się już wkrótce.
PS. Przepraszam za jakoś zdjęć. Nie wiem co zrobić, aby móc je publikować w większym rozmiarze. Czekam na rady:)
Będąc pierwszy raz w Londynie nie omieszkałem zakupić Vogue'a. Mój sentyment do tego pisma to temat na osobną historię, ale nadmienię, że uwielbiam moment przerzucania stron i wzrokowego zanurzania się w odmętach kolorowych reklam niedostępnych mi marek i w krainie tak zwanej "wysokiej mody". I tym razem podekscytowany rozerwałem folijkę (grudniowy, opasły numer) broniącą dostępu do modowych uciech. Wśród różnych reklamówek, voucherów i suplementów do numeru ("100 modnych prezentów "- kaszmirowy pokrowiec na termofor na przykład:) znalazłem niepozorną książeczkę wydrukowaną na szarawym papierze. Czarno-białe zdjęcia modeli przyodzianych w proste, ale jakże interesujące w tej prostocie ubrania przykuły od razu moją uwagę. Był to katalog COS, młodszego brata H&M, ale o ileż dojrzalszego jeśli chodzi o styl i wykonanie (o poziom cen również, ale bez ekstrawagancji:). Neutralna kolorystyka, brak detalu, zabawa formą i brutalna wręcz prostota proponowanych zestawów - nie dla każdego to może ciekawe, ale ja rzekłem za poetą - to lubię! Bo też w świecie, w którym jesteśmy otoczeni na codzień milionem kolorów i wzorów ich brak wydaje się być prawdziwą ekstrawagancją.
Tak więc wchodzę ja dziś na stronę z zamiarem spisania londyńskiego adresu sklepu, bo tym razem postanowiłem udać się doń obowiązkowo, przeglądam zdjęcia i widzę...siebie!Chyba lubimy się, COS i ja. Na szczęście spotkamy się już wkrótce.
www.cosstores.com
sweter - Mulberry
T-shirt - H&M
spodnie - New Yorker
sweter - Mulberry
T-shirt - H&M
spodnie - New Yorker
PS. Przepraszam za jakoś zdjęć. Nie wiem co zrobić, aby móc je publikować w większym rozmiarze. Czekam na rady:)