Czasami jest tak, że najtrudniejszy moment dnia to ten zaraz po otwarciu oczu. Jeszcze zaspany, zagrzebany w ciepłej pościeli, z resztkami snu pod powiekami człowiek przeciąga się, uśmiecha lekko,patrzy w okno... Słońce świeci z taką intensywnością, z jaką nie świeciło już od dawna, tramwaje przejeżdżają z łoskotem ulicą, głusząc kroki tych nieszczęśliwców, którzy musieli wstać wcześniej niż ty...Obietnica poranka.
I nagle wszystko pryska; to, co przytłacza od ostatnich tygodni, spada na człowieka ze zdwojoną siłą i odbiera chęć do wyjścia z łóżka i zachłyśnięcia się smakami i zapachami dnia, który właśnie nadszedł. Jedyną odpowiedzią na pytanie "co jest?" zdaje się być: "bolą mnie włosy i paznokcie...". Ale nawet tego pytania nikt nie zadaje, jest cicho i pusto, słońce jakby blaknie, a tysiące zadań, które jeszcze parę dni temu były najważniejsze, najpilniejsze, zmieniają się w nic nie znaczące urywki zdań pozapisywane na przybrudzonych kartkach kalendarza.
Kiedyś Catherine Deneuve powiedziała, że największy luksus to poczuć na skórze dotyk jedwabnej podszewki kaszmirowego płaszcza. Dla mnie kaszmir już chyba na zawsze kojarzyć będzie się z tymi letnimi dniami, kiedy ruszenie ręką lub nogą wydawało się zadaniem ponad siły. Wielki sweter ratował od zimna gorących dni, grzał serce i ciało, stworzył bezpieczny kokon, który w końcu trzeba opuścić i stawić czoła światu na nowo, jakkolwiek by to zabrzmiało.
P.S. Tak, sweter poszedł w kąt, a ja wracam, przynajmniej taką mam nadzieję;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz