Na zakończenie liceum mój uzdolniony w kierunku sztuk wszelakich kolega T. postanowił ofiarować szkole tak zwane tablo, aby zachować dla potomności pamięć o tych, którzy w odległych latach, w trudach i znojach, zdobywali tam wiedzę. Każdy z nas miał dostarczyć zdjęcie legitymacyjne, które T. postanowił, w swojej artystycznej wizji, wkomponować w kolaż. Wyszło pięknie. Każdy z moich kolegów uzyskał dorysowany tułów i atrybut, z którym był kojarzony; wiecznie odchudzająca się koleżanka dzierżyła pod pachą wagę i kilo marchewek, dwie wariatki - organizatorki imprez - pilnowały czołgu, który był główną turystyczną atrakcją miejscowości, z której pochodziły. Były koty, konie, tomiki poezji...Mnie w udziale przypadła książka z napisem "France" i szalik. Jedno z drugim było ściśle powiązane. Szalik był elementem garderoby, który od zawsze kojarzył mi się z paryską ulicą. Niedbale zamotany wokół szyi służył czasami za jedyny ozdobny element stroju, ożywiał najprostsze zestawy, dodawał smaczku i nonszalanckiego szyku. Próbując stworzyć namiastkę Paryża w swojej szafie, zacząłem namiętnie kolekcjonować szaliki i chusty i nosiłem je codziennie, niezależnie od pory roku i krzywych spojrzeń nauczycieli ("a po co Ci ten szalik w klasie?"). Mimo to szalikowy szał trwał, a ja stałem się tym "co to zawsze w szaliku". Naznaczony:)
Po latach trochę mi przeszło, potrafię przechodzić lato bez owijania się w bawełniany gałgan, poza tym szaliki zagościły na ulicach w ilościach masowych, nie mówiąc już o arafatkach, które parę lat temu widoczne były na szyi co drugiego przechodnia. Mimo to uważam, że warto mieć w swojej szafie coś, co nas wyróżnia, co kojarzy się innym bezpośrednio z nami. Tutaj przychodzi mi na myśl diaboliczna redaktor naczelna z książki "Diabeł ubiera się u Prady", która z białych apaszek Hermesa uczyniła swój znak rozpoznawczy:
"Zawsze, zawsze, zawsze nosi przy sobie białą apaszkę od Hermesa. Przeważnie na szyi, ale czasami każe fryzjerce wpleść ją w kok albo od czasu do czasu używa jej jako paska. Wszyscy wiedzą, że choćby nie wiem co, Miranda Priestly nosi białą apaszkę od Hermesa. Odlotowe, prawda?"
Prawda:) Przykłady można mnożyć - kolorowe skarpetki Tyrmanda, borsalino Humpreya Bogarta z "Casablanci", Ray Bany Toma Cruise'a w "Top Gun"... - to kultowe akcesoria, które zawładnęły masową wyobraźnią i już na zawsze będą kojarzone z daną postacią. Pewnie i ja pozostałem w pamięci moich kolegów jako "Feco w szaliku":), mimo że nie było to nigdy moim celem. Biorąc pod uwagę, że żyjemy w coraz bardziej zuniformizowanym świecie, warto poszukać czegoś, co będzie tylko nasze i nada codziennemu mundurkowi ten indywidualny szlif. Szalone krawaty, kolorowe szelki, Omega po dziadku - możliwości jest mnóstwo, a ile osób, ile rzeczy, tyle historii. Może już czas zacząć snuć własną?:)
Po latach trochę mi przeszło, potrafię przechodzić lato bez owijania się w bawełniany gałgan, poza tym szaliki zagościły na ulicach w ilościach masowych, nie mówiąc już o arafatkach, które parę lat temu widoczne były na szyi co drugiego przechodnia. Mimo to uważam, że warto mieć w swojej szafie coś, co nas wyróżnia, co kojarzy się innym bezpośrednio z nami. Tutaj przychodzi mi na myśl diaboliczna redaktor naczelna z książki "Diabeł ubiera się u Prady", która z białych apaszek Hermesa uczyniła swój znak rozpoznawczy:
"Zawsze, zawsze, zawsze nosi przy sobie białą apaszkę od Hermesa. Przeważnie na szyi, ale czasami każe fryzjerce wpleść ją w kok albo od czasu do czasu używa jej jako paska. Wszyscy wiedzą, że choćby nie wiem co, Miranda Priestly nosi białą apaszkę od Hermesa. Odlotowe, prawda?"
Prawda:) Przykłady można mnożyć - kolorowe skarpetki Tyrmanda, borsalino Humpreya Bogarta z "Casablanci", Ray Bany Toma Cruise'a w "Top Gun"... - to kultowe akcesoria, które zawładnęły masową wyobraźnią i już na zawsze będą kojarzone z daną postacią. Pewnie i ja pozostałem w pamięci moich kolegów jako "Feco w szaliku":), mimo że nie było to nigdy moim celem. Biorąc pod uwagę, że żyjemy w coraz bardziej zuniformizowanym świecie, warto poszukać czegoś, co będzie tylko nasze i nada codziennemu mundurkowi ten indywidualny szlif. Szalone krawaty, kolorowe szelki, Omega po dziadku - możliwości jest mnóstwo, a ile osób, ile rzeczy, tyle historii. Może już czas zacząć snuć własną?:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz