"Kupiłam nowy płaszcz" krzyknęła A. ,wchodząc do mieszkania obwieszona na oko setką toreb i torebeczek. A. kocha płaszcze, kurtki, żakiety...Okrycia wierzchnie stanowią połowę jej garderoby i, jak na jej gust, zima mogłaby trwać cały rok, bo tylko wtedy ma szansę korzystać w pełni z zasobów przedpokojowej szafy, kryjącej owoce jej nieszkodliwej manii. Rzuca torby na podłogę i z największej wyciąga błam szarej wełny. "Dziesiąty szary do kolekcji" mówię, ale bez cienia złośliwości, bo przecież wiadomo wszem wobec, że szarych płaszczy nigdy za wiele. Zresztą ten jest zupełnie inny i A., tak jak i ja, dobrze to wie. Prosty krój dyplomatki i zgrzebność wełny skrywają małą tajemnicę, która stanowi o jego wyjątkowości. "Tylko popatrz, przecież nie mogłam go nie kupić..." mówi i z dumą prezentuje mi podszewkę, na której morrisowskie kwiaty w skomplikowanym splocie oddają piękno i finezję stylu Arts&Crafts. Drugie spojrzenie i widzę wykończone lamówką szwy, obszyte skórą wewnętrzne kieszenie, kołnierz podszyty tą samą tkaniną, z której wykonana jest podszewka...Drobne to detale, których nie widać na pierwszy rzut oka, a stanowią o niepowtarzalności danej rzeczy. Najczęściej wie o nich tylko użytkownik i to jemu sprawiają największą radość.
Dziwne to trochę cieszyć się z obciągniętych skórą guzików albo z oczka puszczonego w robionym ścisłym ściegiem swetrze. Czerpanie radości z wykończonych lamówkami zamków torby też nie jest zbytnio popularne. Jednak za każdym razem gdy otwieram swoją w poszukiwaniu kluczy, spoglądam na zegarek czy zapinam marynarkę uśmiecham się, i jest to czysto estetyczne zadowolenie z posiadania ładnej, porządnie wykonanej rzeczy. Nosząc się prosto, bez kolorystycznych fajerwerków, takie właśnie detale sprawiają, że czuję się "dobrze ubrany". To chyba ten syndrom "szarego, kaszmirowego swetra", o którym niejednokrotnie już tu wspominałem. Jego brak rekompensuję sobie właśnie takimi drobiazgami, które z uporem maniaka wyszukuję, przewracając płaszcze na lewą stronę, penetrując wnętrza toreb, macając tkaniny, oglądając guziki i wykończenia; poznaję od podszewki, a magia detalu, choćby ukrytego jak najgłębiej działa jak ameliowe "włożenie ręki w groch" (nawiasem mówiąc polecam Philippe Delerme : La Première gorgée de bière et autres plaisirs minuscules, polski tytuł to chyba Pierwszy łyk piwa i inne drobne przyjemności- rzecz o małych rzeczach, które czynią życie przyjemniejszym:) - uśmiech na twarzy gwarantowany:)
Nie wiem, jak dla innych, ale dla mnie to właśnie detal stanowi o przeniesieniu rzeczy z wymiaru "zwykłości" do "luksusu" ;) I rzeczywiście, towarzyszy temu poczucie zadowolenie, zaspokojenia estetycznych potrzeb ;)
OdpowiedzUsuń:)ładnie to ujęłaś
OdpowiedzUsuńPosiłkując się staropolską mądrością: diabeł tkwi w szczegółach. Przywiązanie do detali ma zatem diaboliczny charakter ;)
OdpowiedzUsuńPięknie ubrane w słowa. Aż chce się "włożyć rękę w groch", albo zanurzyć w wielkim, miękkim, kaszmirowym swetrze. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńfashnroll.com